Tekst poniżej odnaleziony w moim archiwum, pisany dobre parę lat temu.
W moim życiu od tamtej pory zmieniło się wiele rzeczy, ale na pewno nie podejście do świata i sportu.
Polecam wszystkim, którzy zastanawiają się co w życiu sportowca jest najważniejsze.
„Kolejny rok przebroczył już półmetek, a nikt nie wie do końca jakie moje plany na ten sezon. A wiecie dlaczego nikt nie wie? Bo ja sam też już nie wiem…
Plan był prosty: licencja PRO, puchar Europy XTERRA i parę startów w Polsce.
I do tego momentu wszystko było ok. Szło Pięknie jak w grafiku napisanym przed sezonem. No może troszkę forma miała być lepsza ale nie mogę narzekać. Na pewno jestem mocniejszy niż rok temu, a każdy progres jest powodem do zadowolenia.
I nastał lipiec…
Nie powiem, zwiększona ilość treningów spowodowała większe zmęczenie niż to bywało dotychczas. Połowa sezonu, a ja ujechany jakby to już była końcówka. Liczyłem się z tym ale nie wiedziałem, że będzie aż tak ciężko. Brak chęci do czegokolwiek. Treningi robione trochę na siłę, bardziej z obowiązku niż chęci. na szczęście siła i tempo całkiem niezłe. Tylko głowa nie ta. Przecież zawsze robiłem to dlatego, że to bardzo lubiłem i sprawiło mi to radość a nie dlatego żeby się mordować. Pomyślałem, że coś trzeba zmienić. Przecież to w tej postaci nie ma żadnego sensu. Przynajmniej dla mnie
I tu przychodzi na całe moje szczęście coroczny obóz z dzieciakami, organizowany przez mojego byłego nauczyciela w-f’u. Ja jak co roku jechałem do Piwnicznej w roli trenera i mentora kolarstwa. Chyba nawet całkiem nieźle mi to wychodzi bo dzieciaki dalej mnie słuchają, mimo że przez ten rok wszyscy zdążyli mnie przerosnąć.
Czas spędzony na obozie chciałem w całości poświęcić moim podopiecznym. Starałem się nie myśleć o sobie swoich problemach, nie łączyć się ze światem zewnętrznym w zasadzie to nawet nie wiedziałem jaki jest dzień tygodnia. Jednym słowem reset całkowity. Głównym moim celem było „wychowywanie”, uczenie i przekazywanie wszystkiego tego czego ja sam zdążyłem się nauczyć w swoim dość krótkim życiu.
I wiecie co:
Chyba faktycznie się starzeje. Bo cały ten obóz przysporzył mi więcej frajdy niż wszystkie starty razem wzięte w tym roku. Bez spiny, bez udawania, bez kombinowania po prostu czysta radość z uprawiania sportu. W ciągu nico ponad tygodnia przypomniałem sobie co jest w sporcie najważniejsze. Nie pierwsze miejsce w zawodach, nie liczenie mocy na progu ani tez nie lansowanie się na zawodach w nowych ciuszkach. Najważniejsze jest to, żeby po powrocie z treningu do domu mieć poczucie, że to był najlepiej wykorzystany czas jak tylko mogę sobie wyobrazić. To właśnie jest kolarstwo czy tez triathlon czy jakikolwiek inny sport. Stwierdzam, że należy uprawiać sport do mementu kiedy sprawia Ci to przyjemność. Może dla niektórych katowanie się za każdym razem i ciągła presja jest przyjemnością. Dla mnie na pewno nie. I to co gorsza uświadomiły mi nastolatki, a nie żaden pro trener czy też mentor triathlonu. I to myślę jest jedyna słuszna droga w życiu. Robić to co cię cieszy i sprawia Ci przyjemność.
Ale nie bójcie się, nie oznacza to ze już nie będę się ścigał w zawodach. Wręcz przeciwnie. Uwielbiam się ścigać, więc nie zamierzam z tego rezygnować. Ale czy naprawdę zawsze musze być najlepszy. Fajnie jak czasami uda się cos wygrać, ale nie może to kosztować aż tyle co do tej pory. Trzeba żyć i czerpać z życia jak najwięcej. Odpuszczam sobie najbliższe dwa puchary Europy. Przygotowuje się do MP gdzie chciałbym wypaść jak najlepiej. Ale jak nie wygram nie będę płakał. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy. I tego nie zmienimy. Po prostu chce zrobić to z przyjemnością. – ujechać się z przyjemnością, jeśli nie będę miał z tego frajdy po prostu się zatrzymam i nie będzie to dla mnie żadna porażka.
Taka wybieram drogę…
Może faktycznie się już starzeje…
Co zrobić…
Jak już pisałem rok temu: nie zapomnijcie o dobrej zabawie w życiu i o małym dziecku które drzemie w każdym z nas.”
Sebastian